Nieidealny świat w książkach dla dzieci

5 maja 2022

swiat ksiazki dla dzieci

„Kurier Nauczycielski” rozmawia z Moniką Kamińską, autorką kilku serii książeczek dla najmłodszych (Kuku, Niedźwiadek, Bąble) oraz książek dla starszych dzieci (Tajemnica niebieskich drzwi, Wspomnienia z planety Ziemia), a także mamą trójki pociech, która prowadzi edukację domową. Jak sama o sobie mówi, ma więcej pomysłów w ciągu jednego dnia, niż jest w stanie zrealizować w całym życiu. Jest miłośniczką czekolady, polskiej prozy i serialu Przyjaciele.

Rozmawia: Wioleta PIRÓG

„Kurier Nauczycielski”: – Często jest tak, że rodzice oczekują, aby w książkach dla dzieci świat był idealny, z dobrem, ale bez zła. Dlaczego?

Monika Kamińska: – To w dużej mierze wynika z tego, że rodzice chcą chronić dzieci przed niewygodnymi tematami czy trudnymi zjawiskami. Nie chcą przedstawiać im negatywnych zjawisk i zachowań, nawet jeżeli w książce jest wyjaśnione, że one są złe, że nie powinno się tak postępować. Rozumiem takie podejście w przypadku młodszych dzieci. Jeśli w książeczce dominuje opowieść o chłopcu biegającym po sklepie i zrzucającym wszystko z półek, a dopiero na ostatniej stronie maluch dowiaduje się, że tak nie można, to jednak istnieje obawa, że będzie naśladował negatywnego bohatera.

Byłam świadkiem dyskusji na temat książki, w której występował pies przywiązany łańcuchem do budy. Niektórzy twierdzili, że nie powinno się takich rzeczy przedstawiać dzieciom. Jednak część rodziców była „za”. Przecież to także nasza rzeczywistość. Trzeba ją dzieciom wyjaśniać.

Opowieści książkowe są sposobem na pokazanie dziecku trudnych tematów w bezpieczny sposób, ponieważ mały czytelnik ich bezpośrednio nie doświadcza, nie przeżywa. Obok rodzica, w zaciszu domu może poznać zjawiska nieprzyjemne. Kiedy później zetknie się z nimi na żywo, nie będą one dla niego szokiem.

– Może te obawy rodziców wiążą się z tym, że nie są przygotowani na rozmowę na trudne tematy z małymi dziećmi?

– Coś w tym jest. Dla niektórych czytanie dzieciom to chwila przyjemności, oderwania się od rzeczywistości. Czytanie książeczek z morałem wiązałoby się zapewne z taką rozmową wyjaśniającą... A nie każdy ma na to czas i umiejętności.

Dzięki książkom możemy przygotować dzieci na rzeczy dziejące się wokół nas, chociażby uświadomić im, że jest coś takiego jak wojna, która obecnie ma miejsce na Ukrainie. To chyba jest lepszy sposób niż oglądanie z dzieckiem wiadomości?

– Tak, ponieważ w książce treści dostosowane są do wieku dziecka oraz do jego możliwości odbioru i rozumienia. Rodzice często czekają z czytaniem książek dotyczących pewnych tematów aż do momentu, kiedy będzie taka potrzeba. Ja dzieciom nie kupuję książek o tym, że ktoś nie może zasnąć, bo boi się potworów, ponieważ moje dzieci nie mają takich lęków. Dlatego wolę nie czytać im takich książek, żeby po lekturze nie zaczęły się bać. Pewnie niektórzy rodzice mają podobnie. Jeśli jakiś problem u nich nie występuje, to nie chcą go wkładać w głowy swoich dzieci, żeby ich nie niepokoić. Dopiero kiedy pojawi się w ich życiu jakaś trudna sytuacja, np. dziecko będzie miało problemy z kolegami w szkole albo czegoś się przestraszy lub zacznie zadawać pytania, szukają książek, które pomogą wyjaśnić pociechom daną sytuację.

– Czy ktoś ci kiedyś zarzucił, że w twojej książce są treści nieodpowiednie dla dzieci? Zdarzyło się coś takiego?

– Jako autorzy jesteśmy cały czas na cenzurowanym. Musimy uważać na każde słowo i każde zdanie, bo nigdy nie wiadomo, jak jakieś dziecko je odbierze. Dzieci często przyjmują treści dosłownie, więc nawet kiedy coś piszemy w żartach albo w przenośni, nie zawsze mogą to zrozumieć. Pamiętam, że ktoś zwrócił mi uwagę, że książka Kuku i super tata jest nie do końca w duchu rodzicielstwa bliskości, w którym wychowuje swoją pociechę. Zapewniam jednak, że razem z panią redaktor staramy się, żeby nasze wydawnictwa były bliskościowe.

– Z takimi problemami borykała się nawet Astrid Lindgren. Podobno byli tacy, których książka o Pippi Pończoszance szokowała, i sądzili, że odtąd wszystkie dzieci będą się zachowywać jak Pippi. A czy nie powinno się czytać książek dla samej radości czytania?

– Czytanie może być tylko rozrywką. Moje dzieci najbardziej lubią moją serię o Bąblach dlatego, że one najbardziej rozrabiają. Dzieci lubią czytać o takich rzeczach, bo to je bawi. Często, jako rodzice, o tym zapominamy, szukamy w książkach drugiego, edukacyjnego dna. Często ludzie szukają książek, które będą ich dzieci wychowywać, które nauczą je jakichś konkretnych postaw. Starsze dzieci potrafią odróżnić fikcję od życia i jeżeli przeczytają, np. w książkach Astrid Lindgren, że dzieci wspinają się na dach stodoły, to nie znaczy, że one też pójdą się wspinać na jakiś dach. Literaturę trzeba dobierać odpowiednio do wieku dziecka i nie czytać na wyrost. Wtedy unikniemy złego wpływu książek na zachowanie dzieci.

– A kiedy ty piszesz książki, starasz się, aby był w nich jakiś motyw edukacyjny?

– Staram się, aby każda historyjka niosła ze sobą jakieś przesłanie, ale nie w nachalny sposób. Jeśli dziecko ją zrozumie, to fajnie, a jeżeli nie, ale będzie się dobrze bawiło podczas lektury, to też świetnie. Przekaz edukacyjny jest ważniejszy w książkach dla starszych dzieci. Jeżeli chodzi o młodsze dzieci, skupiam się na tym, żeby moje książki po prostu im się podobały. Nie muszą zawierać górnolotnych myśli, które zachwycają rodziców, a dla dzieci są niezrozumiałe.

– Gdy czytasz maluchom książki, twoje preferencje pokrywają się z tymi dziecięcymi?

– Nie zawsze. Są książki, które najchętniej schowałabym do szafy i ich nie wyjmowała. To takie pozycje, które mi się nie podobają, nie mają większego sensu i nie są nawet zabawne, a tymczasem moje dzieci je uwielbiają i chcą je w kółko czytać [śmiech]. Trafiają się też takie książki, które mają ciekawą treść, ale ilustracje są nieciekawe, niechlujne… Moje dzieci najczęściej wybierają książki po okładce i w ogóle nie zwracają uwagi na to, o czym one są. Ostatnio w koszyku lądują takie tytuły jak Lego Ninjago.

– Jakie książki najchętniej schowałabyś do szafy?

– Zbiorowe wydania baśni, które nie mają nawet podanego autora. Parę razy takie dostaliśmy. Nie było mi ich w ogóle szkoda, kiedy się podarły. To także książki typu: 365 bajek albo najlepsze opowiadania na dobranoc.

– Kiedyś w książkach dla dzieci było więcej treści, które dzisiaj by nie przeszły ze względu na poprawność polityczną. Na przykład w Piotrusiu Króliku Beatrix Potter mama mówi do króliczka, żeby uważał na rolnika, bo ten zrobił z jego taty pasztet. Co o tym myślisz?

– Moje dzieci oglądały film zrealizowany na podstawie tej książki i powiem szczerze, że nie przejęły się tym, że tata tytułowego bohatera został przerobiony na pasztet. Wydaje mi się, że dzieci trochę inaczej odbierają takie teksty niż dorośli. To jest seria książek sprzed ponad stu lat. Klasyka. My też się przecież na takich książkach wychowaliśmy, ale ja akurat tej serii nie mam w domu ani jej nie czytałam.. Mieliśmy też wersję baśni braci Grimm, w której złe siostry Kopciuszka, żeby włożyć nogę do pantofelka, ucinały sobie pięty. Nasza mama nam te książki czytała i nikt nie widział w tym nic złego, a my jako dzieci słuchaliśmy i nawet nie zwracaliśmy na to uwagi. Albo historia Tomcia Palucha, którego rodzice porzucili i zostawili samego w lesie, bo nie mieli pieniędzy na jego wychowanie. Ja sobie dopiero teraz uświadomiłam: „O Boże! Co oni nam czytali?!”. Nie spieszy mi się do czytania tych tradycyjnych baśni moim dzieciom. Natomiast książki Astrid Lindgren – których jedynym „grzechem” jest to, że mali bohaterowie rozrabiają – moje dzieci uwielbiają i ja też w dzieciństwie je bardzo lubiłam.

Czasem podczas pisania zastanawiam się, czy jakiś fragment może kogoś urazić albo ktoś uzna go za zbyt okrutny. Na przykład w książeczce Niedźwiadek chce pomagać jest taka scena, że jeżyk skaleczył niedźwiadka i leci mu krew. Nie napisałam tego w drastyczny sposób, ale na rysunku jest pokazana zakrwawiona łapka. Podobno niektóre dzieci bardzo się tym przejęły i było im przykro. Natomiast moje dzieci tego tak nie przeżywały… No skaleczył się – trudno. Nakleimy mu plasterek i tyle.

– Z powodu skaleczenia i krwi nie powinno się czytać dziecku książki? Czy to nie jest chronienie dzieci przed tym, co nieuniknione i naturalne, przed prawdziwym życiem?

– Trochę jest, ponieważ nie ma dziecka, które nigdy się nie skaleczyło i nie widziało krwi. To jest normalne, dlatego powinniśmy takie książki dzieciom czytać. Kiedy dziecko się zaniepokoi czy zacznie zadawać pytania, wystarczy mu wszystko wyjaśnić. To jest bezpieczny sposób oswojenia dzieci z różnymi sytuacjami. Łatwiej jest porozmawiać przy książce, niż zaczynać jakąś trudną