Triada uczeń – rodzic – nauczyciel

11 kwietnia 2023

Tytuł nie bez kozery nawiązuje do triady platońskiej (prawdy, dobra i piękna). Wyznając idee idealizmu, również i w naukach pedagogicznych od zawsze poszukujemy rozwiązań na tyle skutecznych, aby były one korzystne dla wszystkich – uczniów, nauczycieli i rodziców.

Szkoła jest miejscem, w którym zachodzą interakcje między nauczycielami, uczniami i rodzicami, chociaż często ich role i cele się zmieniają. Bo każdy z nas na pewnym etapie życia doświadcza, jak to jest być uczniem i często rodzicem. I choć nie wszyscy jesteśmy nauczycielami pracującymi w szkole, kiedy zostajemy rodzicami, swoją postawą częściowo tworzymy wzorce wychowawcze dla naszych dzieci. „Dzieci potrzebują, żeby rodzice byli rodzicami. Demonstrowanie siły i buntu to testowanie waszej gotowości do bycia rodzicami. Jeśli ty sam nie narzucisz władzy rodzicielskiej, to nikt tego za ciebie nie zrobi. Ani szkoła, ani media, ani tym bardziej ich rówieśnicy”.

Szkoła stanowi centrum edukacji i wychowania, podobnie jak środowisko domowe. Mimo że każdy zdroworozsądkowy rodzic czy nauczyciel przyzna, że jego nadrzędnym celem jest dążenie do jak najlepszego rozwoju dziecka, to cele szkoły i rodziny niejednokrotnie różnią się od siebie. Bo czy ów „najlepszy rozwój” zawsze oznacza to samo dla rodzica, nauczyciela i ucznia?

I tak nieustannie owa triada trwa… Mama twierdzi, że da się „wyleczyć” dziecko z autyzmu za pomocą magicznej tabletki, po co mu więc zajęcia specjalistyczne. Specjalista twierdzi, że w ramach „współpracy” rodzic ma nauczyć dziecko estetycznego jedzenia i picia. Ileż to podobnych sytuacji można by przytoczyć?

Rodzice osób niepełnosprawnych z ogromną satysfakcją przyjmują wiadomość o możliwości kształcenia ich dzieci. Jednak często bywa tak, że nie mają właściwego oglądu na indywidualne możliwości dziecka. Innymi słowy, oczekiwania rodziców w kwestii rozwoju dziecka zazwyczaj są albo zbyt duże, albo zbyt niskie w porównaniu z oczekiwaniami nauczyciela. Z kolei oczekiwania nauczycieli często są zbyt wygórowane w stosunku do rodziców i dzieci. Nie wspominając o oczekiwaniach, potrzebach rozwojowych dziecka niepełnosprawnego, które mogą być zupełnie odrębne od oczekiwań dorosłych.

Dołóżmy do tego jeszcze coś, co zazwyczaj wzbudza najwięcej emocji: RELACJE. Bo nawet jeżeli terapeuta i rodzic poczują sukces i określą ten sam cel działań z dzieckiem, będzie ono i tak prawdopodobnie inaczej realizowało to samo zadanie z mamą, a inaczej z nauczycielem. „Rodzice w szkole nie są u siebie, szkoła nawet w znikomej części nie należy do nich, choć pracują na jej rzecz, utrzymują ją i na co dzień przyczyniają się do jej dobra”. Po części trudno się z tym nie zgodzić. Ale też nauczyciele nie są w domach dzieci, w których te z kolei otrzymują przecież największe bodźce i wzorce.

Narzuca się więc jedno podstawowe określenie: WSPÓŁPRACA. Czy jest ona możliwa na linii: rodzic – nauczyciel – uczeń? Jaki jest zakres tej współpracy?

Z perspektywy rodzica dziecka z autyzmem

Jestem pedagogiem specjalnym, na co dzień pracującym z osobami z autyzmem i niepełnosprawnością intelektualną i ich rodzinami. Postanowiłam przeprowadzić wywiady z rodzicami oraz opiekunami osób niepełnosprawnych. Z moich doświadczeń wynika, że oczekiwania rodziców wobec dziecka mogą być zupełnie różne od oczekiwań nauczycieli w zakresie realizacji celów terapeutycznych. Zadałam więc rodzicom i opiekunom osób niepełnosprawnych pytanie, jak rozumieją pojęcie „niepełnosprawny”. W odpowiedziach rodziców pojawiały się następujące stwierdzenia:

Niepełnosprawny to człowiek, któremu ciężko samemu żyć, musi ciągle mieć kogoś koło siebie, kogoś, kto mu pomoże w życiu; brak u niego samodzielności, decyzyjności, nic nie załatwi. W naszym wypadku syn wymaga ciągłej kontroli, pilnowania go, bo to jest niepełnosprawność intelektualna w stopniu znacznym i autyzm. Chłopiec jest dzieckiem niemówiącym, więc ta niepełnosprawność jest u niego jakby ze wszystkich stron.

W Polsce to osoba wykluczona pod względem pomocy i wsparcia.

Opiekun prawny zdefiniował niepełnosprawność jako „ogólne odbieganie od normy”. Jak stwierdził, „osoby niepełnosprawne w domach pomocy społecznej bardzo poszukują kontaktu, bliskości z innymi”.

Podsumowując: Rodzice mają stosunek bardzo emocjonalny do obecnej sytuacji społecznej osób niepełnosprawnych. Zdają się rozumieć ich świat, ale są bezsilni wobec kwestii wyobrażenia sobie dorosłego życia swoich pociech. Przyszłość dzieci jest dla rodziców przerażająca. Nie chcą nawet o tym myśleć. Zapytani, z czego musieli zrezygnować w swoim życiu, odpowiadają krótko: „Ze wszystkiego”.

Większość matek samotnie wychowuje dzieci niepełnosprawne, bo związki często nie przetrwały tej trudnej sytuacji. Rodzice niejednokrotnie musieli zrezygnować z pracy, aby przejąć opiekę nad dzieckiem. Z kolei opiekunowie osób niepełnosprawnych mówią, że niektórzy podopieczni stracili swoich rodziców albo często rodzice stracili prawa do opieki nad dziećmi z różnych powodów.

W wywiadach wybrzmiało również stwierdzenie rodziców, że nie zawsze mogą liczyć na pomoc najbliższej rodziny, przyjaciół, choć często nie chcą też tej pomocy nadużywać.

Opiekunowie w domach pomocy społecznej sprawują często opiekę nad większą liczbą dzieci. Pozwolę sobie przytoczyć fragment mojej rozmowy z rodzicami synów w wieku 20 i 22 lat z autyzmem i niepełnosprawnością intelektualną w stopniu umiarkowanym i znacznym.

– Czy na samym początku, kiedy dowiedzieli się państwo o niepełnosprawności intelektualnej i autyzmie u swojego syna, otrzymali państwo jakąś pomoc?

Rodzic 1: – Nie.

Rodzic 2: – Bardzo szybko trafiliśmy na wczesne wspomaganie. Kiedy syn miał sześć lat, nie miałam jeszcze prawa jazdy i jeździłam z nim autobusem, więc proszę sobie wyobrazić, co się działo, kiedy musiał wysiedzieć te 20 minut w pojeździe. To był dopiero wyczyn, jeszcze jak naokoło słyszało się od pasażerów: „Co za źle wychowane dziecko, bo krzyczy”.

– Źle wychowane dziecko, czyli źle wychowująca mama?

Rodzic 2: – Tak, oczywiście, ocena społeczna jest „wspaniała”. Syn krzyczący i leżący w kałuży, ludzie przechodzą obok ciebie. Nie zapytają, czy coś się stało, czy może jakoś pomóc, tylko obserwują i oceniająco kręcą głową.

– Skąd otrzymali państwo informacje na temat zaburzeń u dziecka?

Rodzic 1: – Syn na początku mówił. Książek nakupowałem całe stosy, coś czytałem. Te „autyzmy” też są różne. Czasem ci ludzie są wprawdzie zamknięci w swoim świecie, ale niektórzy są wybitnie zdolni. Dużo dowiedzieliśmy się ze szkoły.

– Czy państwo brali udział w grupach wsparcia, jakichś szkoleniach?

Rodzic 1: – Raczej nie. Dużo dowiadywaliśmy się podczas spotkań z wychowawcą.

Rodzic 2: – Byłam na spotkaniach z panią psycholog, na zajęciach z arteterapii. Było to bardzo przyjemne, wyciszające, poza tym dobrze jest też czasami spotkać się z ludźmi, którzy na co dzień mają podobne problemy do moich. Człowiek wtedy myśli: „Nie tylko ja mam problem, mam pod górkę. To szarpanie, te krzyki, wrzaski. Ale… inni też tak mają”.

Nie sposób mówić o pomocy, nie łącząc jej z finansami. Świadczenie pielęgnacyjne z tytułu rezygnacji z zatrudnienia lub innej pracy zarobkowej, przysługujące matce albo ojcu, wynosi w 2023 roku 2458 zł.W Polsce osoba niepełnosprawna jest więc niejako „skazana” na opiekuna, którym najczęściej jest rodzic.

– Gdyby pani mogła stworzyć nowy świat dla syna, to jak by ten świat wyglądał?

Rodzic: – Jeśli chodzi na przykład o szkołę, na pewno nic bym nie zmieniła. Dużo bym zmieniła, gdy już skończy szkołę. Chciałabym, żeby syn mógł na parę godzin gdzieś iść, może do jakiejś pracy przystosowanej do niego. Bardzo ważne jest, żeby takie osoby nie były wykluczone całkowicie, żeby wszystkie te umiejętności, które zdobyły, nie zniknęły.

Chciałabym, żeby to był świat, w którym mój syn mógłby się dalej rozwijać. Nie chcę, żeby został zamknięty w jakimś pokoju, po prostu zostawiony sam sobie, tylko żeby miał jakieś zajęcie. Fajnie by było, gdyby osoby niepełnosprawne trafiały na jakiegoś specjalistę, człowieka, który potrafi wyczuć, w czym są dobre, co potrafią, i żeby mogły same się dalej w tym realizować. Nie chciałabym, żeby to był świat, w którym mój syn będzie siedział i przez cztery godziny np. kolorował. Chciałabym, żeby ten świat był dla niego przyjazny, wyrozumiały i bezpieczny. Ponieważ mój syn jest tak naprawdę bezbronny w dzisiejszych czasach.

Papier zdzierży wszystko

Nauczyciele i rodzice doskonale znają zakres działań i wymogi formalnej współpracy, wynikające z takich aktów prawnych, jak: Powszechna deklaracja praw człowieka, Konwencja o prawach dziecka, Europejska karta praw i obowiązków rodziców, Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej, Ustawa z dnia 26 stycznia 1982 r. – Karta nauczyciela, Ustawa z dnia 7 września 1991 r. o systemie oświaty. Jak to mówią, papier zdzierży wszystko. Jak te akty prawne mają się do rzeczywistości, gdy perspektywy, oczekiwania i doświadczenia rodziców i nauczycieli bywają diametralnie różne?

Niełatwy moment przekazania diagnozy

Moment przekazania rodzicowi diagnozy nie jest łatwy. Zdarza się często, że dla rodzica ta informacja jest równoznaczna z traumatycznym przeżyciem. Spotkanie rodziców ze specjalistami często naraża obie strony na stres. Rodzice osób niepełnosprawnych prezentują w kontaktach z terapeutami różne postawy: unikającą, nadmiernie wymagającą, opiekuńczą, odtrącającą. Oczywiście postawy te uwarunkowane są wieloma czynnikami – fazami, przez które przechodzą rodzice od momentu, kiedy otrzymują diagnozę o niepełnosprawności dziecka. Są to czynniki materialne, społeczne, zdrowotne, wynikające z doświadczeń życiowych. Często oczekiwania rodziców są nieosiągalne dla specjalisty. Ponadto u rodziców pojawia się także nadmierna krytyka pracy specjalistów.

Wypalenie zawodowe

Ale i my, nauczyciele, oligofrenopedagodzy, przyjmujemy podobne postawy, ciężko znosimy krytykę, zapominamy o autorefleksji, komunikujemy się w specyficzny sposób, nie zawsze potrafimy ze sobą współpracować w ramach zespołów, nie zawsze wykazujemy się odpowiednim zaangażowaniem w prowadzoną terapię, co skutkuje skargami rodziców, że nie otrzymują od specjalistów konkretnych wskazówek co do postępowania z dzieckiem w domu. Często odsyłamy rodziców do psychologów, lekarzy; każemy rodzicom być w domu nauczycielami, specjalistami, logopedami, terapeutami; wymagamy od rodziców osób z niepełnosprawnościami (OZN) zbyt wiele, zapominając o ich bagażu doświadczeń, sytuacji społecznej, trudnościach, z jakimi mierzą się każdego dnia.

Może i my, nauczyciele, pospinani systemowymi klamrami, powinniśmy być wolni od sztampowych haseł zawartych w sprawozdaniach, które i tak nie odzwierciedlają realnego zakresu naszych działań. Praca nauczyciela, a więc i pedagoga specjalnego, straciła swój prestiż społeczny m.in. poprzez niskie finansowanie edukacji, spadek jakości kształcenia (liczne klasy, nauczanie zdalne, brak indywidualizacji nauczania, brak wsparcia psychologicznego dla uczniów, słaba infrastruktura), ciągłe zmiany oświatowe i programowe. Coraz częściej nauczyciele OZN rezygnują z pracy w szkole (nie tylko z powodu szybkiego wypalenia zawodowego), co w rezultacie powoduje przyjmowanie do szkół osób z niższymi kwalifikacjami.

Pokazują nam pogryzienia i siniaki

Moim zdaniem praca pedagoga specjalnego-wychowawcy jest bardziej wymagająca niż praca nauczyciela-wychowawcy w szkole, do której uczęszczają dzieci normatywne. Jako pedagodzy specjalni musimy być wykwalifikowanymi specjalistami, zapewniać dziecku jak najlepsze warunki do pracy, dostosowywać proces edukacyjno-wychowawczy do indywidualnych potrzeb każdego ucznia.

Jednocześnie w założeniu nasza praca wpisana jest w partnerstwo, relacje, pomoc rodzicom i opiekunom. To rodzice, którzy cieszą się z nami, płaczą, dzwonią w późnych godzinach wieczornych, chcą nam opowiedzieć swoje historie, często bywają bezsilni wobec wyzwań codzienności i już dawno zrezygnowali ze swoich marzeń, pracy, nie funkcjonują w małżeństwach lub są po rozwodzie. To rodzice, którzy pokazują nam pogryzienia i siniaki na rękach. Rodzice, którzy często w swojej bezradności i bezsilności przyjmują nas jako partnerów do wspólnego działania na rzecz dobra dziecka.


Bo tak naprawdę i rodzic, i uczeń, wobec których stawiamy swoje cele w szumnych IPET-ach (indywidualnych programach edukacyjno-terapeutycznych), potrzebują tu i teraz naszej POMOCY. Tym właśnie różni się praca nauczyciela pedagoga specjalnego od pracy nauczyciela przedmiotowego. Nie możemy wykluczyć kontekstu społeczno-rodzinnego, zdolności finansowej rodziny, wywiadu dotyczącego aspektów zdrowotnych dziecka, kontaktów z psychologiem, neurologiem, współpracy z poradnią psychologiczno-pedagogiczną.

Pedagog specjalny musi cały czas poszerzać zakres swojej wiedzy specjalistycznej w bardzo różnorodnych obszarach, by udzielić efektywnej pomocy dziecku. „Nauczyciel-wychowawca specjalny musi być nastawiony na szukanie nowych pól i metod działania wobec dzieci i młodzieży upośledzonej umysłowo. Wychowanie specjalne jest raczej sztuką niż nauką. Oznacza to wielką rolę wychowawcy w zakresie poznania dziecka i dostosowania metod pracy do jego psychiki”.


CIĄG DALSZY W KOLEJNYM NUMERZE


Estera BRUDNY-OŻGO

pedagog specjalny w Zespole Placówek Szkolno-Wychowawczo-Rewalidacyjnych w Cieszynie


Bibliografia:

J. Kielin, Jak pracować z rodzicami dziecka upośledzonego, Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne, Gdańsk 2002.

J. Kielin (red.), Rozwój daje radość: terapia dzieci upośledzonych umysłowo w stopniu głębokim, Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne, Sopot 2014.

K. Leman, Jak wychowywać dziecko i nie oszaleć, Wydawnictwo eSPe, Kraków 2014.



O. Ivar Lovaas, Nauczanie dzieci niepełnosprawnych umysłowo, Wydawnictwa Szkolne i Pedagogiczne, Warszawa 1993.

M. Mendel, Rodzice i nauczyciele jako sprzymierzeńcy, Wydawnictwo Harmonia, Gdańsk 2007.


E. Smak, A. Włoch, M. Garbiec (red.), Diagnozowanie i terapia uczniów ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi, Wydawnictwo Uniwersytetu Opolskiego, Opole 2015.

J. Wyczesany, Oligofrenopedagogika: wybrane zagadnienia pedagogiki upośledzonych umysłowo, Oficyna Wydawnicza Impuls, Kraków 1998.