Przyczyny i skutki nadopiekuńczości

21 marca 2023

Nikodema i jego mamę poznałam podczas dni otwartych zorganizowanych przez oddział przedszkolny, w którym pracuję. Już od pierwszych chwil przykuli moją uwagę. Podczas gdy inne nowo przybyłe dzieci z wielką radością i ciekawością ruszyły w stronę półek z zabawkami, a mamy spokojnie rozsiadły się przy stolikach (bądź nawet opuściły salę), Nikoś z mamą usiedli w kąciku i obserwowali wszystkich dookoła. Chłopiec kurczowo trzymał dłoń mamy, choć właściwie to ona była mocniej uczepiona syna niż on jej. Ta historia z mojego oddziału przedszkolnego pokazuje, jakie są przyczyny i skutki nadopiekuńczości.

Zachowanie rodziców decyduje o tym, jak ich dziecko będzie sobie radzić z otaczającą rzeczywistością w przyszłości, jakie będzie miało oczekiwania, przekonania i osobowość. To, że potomek nie radzi sobie w dorosłym życiu, bądź też cechują go np. egoizm, narcyzm czy agresywność, jest wynikiem – jak tłumaczy interpersonalna teoria psychiatrii Harry'ego Stacka Sullivana – „deformacji nabytych we wczesnym dzieciństwie”.

Doniosłość tego etapu dla osobowości dziecka, jego cech charakterologicznych, potrzeb i dążeń jest znaczna. Wtedy kształtuje się tożsamość, która źle „wyprowadzona” we wczesnym dzieciństwie, zaowocuje różnymi patologicznymi zachowaniami w przyszłości. Widoczna jest bowiem zależność między postawami wychowawczymi rodziców a intelektualnym, społecznym i uczuciowym rozwojem dzieci.

Pierwsze spotkanie z Nikosiem i jego mamą

Opiszmy wspomniane na wstępie dni otwarte w naszym oddziale… Mama podała Nikosiowi kilka klocków, z którymi chłopiec spędził następne minuty u jej stóp. Wraz z upływem czasu dziecko coraz bardziej zapuszczało się w głąb sali, jednakże matka z uporem cofała je do zajmowanego kącika, podając co jakiś czas nowe zabawki.

Po tych zajęciach adaptacyjnych, zanim chłopiec zaczął do nas uczęszczać w nowym roku szkolnym, widzieliśmy się kilka razy na prośbę mamy. Oboje przychodzili do nas, by ułatwić Nikodemowi wejście w nową sytuację. Mimo to mama nie odstępowała go na krok, podążała za nim wszędzie. Była przerażona, kiedy z naszymi przedszkolakami bawiliśmy się metodą ruchu rozwijającego W. Sherborne czy kiedy organizowaliśmy inne zabawy ruchowe. Widać było, że chłopca pociągały te aktywności, jednak mama szybko go powstrzymywała. Na placu zabaw Nikoś stał przy jej nodze, bo „przewróci się, potknie, skaleczy, nabije siniaki, spadnie”. Takie słowa padały z ust matki i rzeczywiście bardzo często tak też się działo.

Trudne początki

Od września chłopiec rozpoczął przygodę z przedszkolem na dobre. Trafił do nas jako trzylatek. Początki były bardzo trudne. Nikoś był bardzo spięty, wystraszony i niezdarny. Nie podejmował prób wspólnych działań z rówieśnikami, nie wiedział, co zrobić z ołówkiem, kredką, nie lepił z masy lub plasteliny. Umiejętności samoobsługowe były u niego na niskim poziomie. Miał problemy z jedzeniem. Domagał się karmienia, mimo że dostawał już i tak mocno okrojone kromki. Nie muszę dodawać, że były płacz, krzyk i dopytywanie, kiedy mama wróci.

Mama po przejściach

Mama Nikosia ma już 46 lat. Jest doświadczona przez życie. Parę lat wcześniej straciła córkę, która od narodzin ciężko chorowała. Kobieta do tej pory nie może się pogodzić z tą sytuacją. Nie przeżyła żałoby. Nikodem często mówi, że mama płakała w domu. To zdarzenie w dużej mierze tłumaczy postępowanie kobiety. Rodzinna tragedia zburzyła jej poczucie bezpieczeństwa, spowodowała, że stała się kłębkiem nerwów. Jej stan ma bardzo duży wpływ na syna.

Mimo wszystko ważne było, aby matka Nikodema zrozumiała, że swoją postawą hamuje rozwój syna. W przedszkolu zdawaliśmy sobie sprawę, że ta nadopiekuńczość jest daleko posunięta i należy uczynić wszystko, aby mama zaczęła rozwijać w sobie umiejętność rozumnego „oddalania” od siebie pociechy. Chodziło po prostu o to, aby dać chłopcu szanse na samodzielność. Po wielu godzinach rozmów ze mną mama Nikosia uznała, że musi zmienić swoje postępowanie. Sytuacja delikatnie się poprawiła.

Nikoś radzi sobie lepiej

Po kilku miesiącach w przedszkolu Nikoś radzi sobie lepiej. Chłopiec już uśmiechnięty przekracza próg sali, jest spokojniejszy i widać, że jego ciało jest mniej spięte. W tym czasie mama cichaczem przemyka pod oknami i ukradkiem obserwuje, co robi jej synek.

Dziecko w dużej mierze dzięki przedszkolu – kiedy jest tymczasowo odizolowane od nadopiekuńczej mamy – stało się dojrzalsze, lepiej radzi sobie z samoobsługą, podejmuje próby rysowania, wycinania, wyklejania. Lepiej porozumiewa się z rówieśnikami. W trudnych sytuacjach nie płacze i nie chowa się w kąt. Zaczyna upominać się o swoje. Chętnie uczestniczy w zabawach ruchowych. Szybciej i pewniej chodzi, sprawniej biega i skacze, ma większe poczucie równowagi. Jest pewniejsze siebie. Obserwuję u chłopca znaczny przyrost umiejętności poznawczych, społecznych, emocjonalnych i ruchowych. Jednakże w stosunku do rówieśników nadal pozostaje w tyle.

Długa droga przed nami

Niestety, jeszcze sporo pracy przed nami. Kiedy chłopczyk jest znów z mamą, staje się z powrotem nieporadnym dzieciątkiem. Chłopiec funkcjonuje poniekąd na dwóch płaszczyznach – przedszkolnej (jest żywiołowy i zaradniejszy) oraz pozaprzedszkolnej (zestresowany i nieporadny).

Jaka nauka płynie dla nas wszystkich z tego przypadku? W dziecko trzeba wierzyć, bo jak pisał Johann Wolfgang von Goethe – w śmiałości geniusz, potęga i magia. I takiego podejścia w wychowywaniu dzieci życzyłabym wielu rodzicom i nauczycielom. Abyśmy potrafili dostrzec w młodym człowieku jego indywidualność, wyjątkowość i pomagali mu wzrastać w kierunku, który obierze. Szczególnie we wczesnym dzieciństwie nie budujmy nad nim ograniczającego „dachu”.


Joanna BRENDEL

nauczyciel w oddziale przedszkolnym Szkoły Podstawowej im. Edmunda Bojanowskiego w Kunowie (gmina Gostyń), woj. wielkopolskie.