26 stycznia 2021
RAPORT AKADEMII PRZYSZŁOŚCI
Co trzeci uczeń na pytanie, jak często czuje się z siebie dumny, odpowiada „nigdy” lub „rzadko”. Co dziesiąty Deklaruje, że rodzice nie interesują się jego sprawami, nawet gdy dzieje się coś dla niego ważnego. Tak Wynika z „raportu o dołowaniu” przygotowanego przez akademię przyszłości – siostrzany program Szlachetnej paczki wspierający dzieci, które nie wierzą w siebie. Wspólnie możemy zmienić te niepokojące zjawiska. Nie dołować, nie pouczać, nie zagłaskiwać, nie uciszać i nie oceniać.
Możemy zrobić coś jeszcze… Ufundować indeks wybranemu
dziecku z tegorocznej edycji Akademii Przyszłości. Poznajcie historie dzieci z
Akademii i pomóżcie im odzyskać wiarę w siebie. Wystarczy wejść na stronę
internetową: dzieci. akademiaprzyszlosci.org.pl.
Pouczanie, język pozbawiony szacunku, nadopiekuńczość, brak możliwości
współdecydowania, ocenianie czy wytykanie błędów nie odnoszą się jednak tylko
do dzieci. Dotyczą wielu z nas. Jako dorośli musimy żyć z konsekwencjami urazów
i braków z dzieciństwa. Nasze dzieci nie muszą.
Nie muszą zamieniać marzeń na troski. Mogą je realizować, a
dzięki temu w dorosłym życiu osiągać lepszą pozycję społeczną i ekonomiczną oraz
budować prawidłowe relacje rodzinne.
O tych problemach najmłodszych wciąż mówimy za mało.
Potwierdzają to prawdziwe historie dzieci z Akademii Przyszłości. Na przykład Ada
marzy o tym, żeby „być mądrzejsza”. Nieśmiała i zamknięta w sobie 11-latka w
szkole nie ma nikogo bliskiego. Tak wiele razy słyszała, że coś z nią „nie tak”,
że zaczęła w to wierzyć. Kiedy słyszy, że pięknie rysuje i ma wspaniałą
wyobraźnię, myśli: „Chcecie mnie tylko pocieszyć, wiem, że jestem
beznadziejna”.
Zdołowane
Skoro nam ktoś kiedyś mówił, żebyśmy się nie popisywali, nie
wychylali i nie próbowali, bo przed nami byli już inni, mądrzejsi – dlaczego mielibyśmy
tego oszczędzić naszym dzieciom? Niech też wiedzą, gdzie jest ich miejsce.
– Co trzeci uczeń w Polsce rezygnuje ze starań, gdy uznaje,
że nie jest wystarczająco dobry w danej dziedzinie.
– Aż 33 procent uczniów na pytanie, jak często czują się z
siebie dumni, odpowiedziało „nigdy” lub
„rzadko”.
– Co dziesiąty uczeń nie doświadcza uczucia dumy nawet
wtedy, gdy coś osiągnie.
– Ponad połowa uważa, że poniesione porażki to rezultat
bycia „za mało uzdolnionym lub uzdolnioną”.
To, jak mało lub bardzo ważni czujemy się jako dzieci,
wpływa na całe nasze dorosłe życie. Czasem – a nawet z reguły – do powstania fałszywych
i szkodliwych wyobrażeń na własny temat nie potrzeba wiele. Wcale nie musimy
mówić dziecku: „Jesteś nieważne”. Wystarczy, że wciąż będzie od nas słyszało,
że popełnia błędy. Wskutek tego automatycznie i nieświadomie przetłumaczy to
sobie na „nie zasługuję na miłość”, „jestem okropna”, „nic nie znaczę”. I
będzie traktowało to jako fakt. Prawdę.
W dorosłym życiu skutecznie utrudni mu to budowanie relacji opartych
na ufności i bliskości. Będzie ich pragnęło – jak niemal każdy – ale
równocześnie, w obawie przed zranieniem, będzie też od nich uciekało.
Zdołowane – prawdziwa historia
Igor ma 10 lat i jest leniem. Tak o sobie mówi i tak o sobie
myśli. Jego mama i tata też tak mówią. Igor uważa, że „życie jest straszne i
zawsze może być gorzej”. Koledzy raczej go nie odwiedzają, bo „nic ciekawego nie
ma”. Każde zdanie zaczyna od „nie wiem”. Nawet jeśli wie.
Gosia sumiennie odrabia prace domowe i starannie prowadzi zeszyty.
Zależy jej, żeby nie było w nich żadnych błędów ortograficznych. Koleżanki ją
lubią, a nauczyciele chwalą, ale ona i tak sądzi, że niewiele potrafi. Boi się
wyrażać własne zdanie i podejmować decyzje. Uważa, że jest do niczego. Ma problem
w nazwaniu w sobie choćby jednej dobrej rzeczy. Chciałaby zostać weterynarzem
albo aktorką, ale się tego wstydzi. Marzenie? Aby na świecie nie było alkoholu.
Bruno chciałby zostać kucharzem. Ma dziewięć lat i marzy o
podróżach i próbowaniu smaków w najrozmaitszych zakątkach świata. O
egzotycznych daniach wie mnóstwo. Jego koledzy i nauczyciele nie mają pojęcia o
jego pasji. Bruno raczej się nie odzywa, ma wadę wymowy i się wstydzi. „Raczej
nie wierzę, że mi się uda” – mówi.
Rozwiązanie: Zamiast dołować – motywować i doceniać
Problemem większości z nas nie jest to, że mierzymy za
wysoko i nam się nie udaje – ale to, że mierzymy za nisko i odnosimy sukces.
Wielu w najwyższym stopniu utalentowanych, błyskotliwych ludzi myśli, że takimi
nie są, ponieważ rzeczy, w których byli dobrzy, nie były w szkole cenione albo
wręcz były piętnowane.
sir Ken Robinson, pisarz, reformator brytyjskiego systemu
edukacji
Pouczane
Skoro my mogliśmy kiedyś wkuwać, uczyć się wszystkiego na
pamięć i nie zadawać przy tym miliona pytań, dlaczego dziś dzieci miałyby mieć
z tym problem? Zakuć – zdać – zapomnieć. Może i nie wspominamy tego najlepiej, ale
jakoś nie przeszkodziło nam to „wyjść na ludzi”.
– Co piąty badany uczeń na świecie nie radzi sobie nawet z
najłatwiejszymi zadaniami, wymagającymi zastosowania wiedzy praktycznej przy
użyciu komputera jako narzędzia poszukiwania informacji.
– Co siódmy 15-latek w Polsce nie rozumie czytanego tekstu. Wielu
uczniów spędza czas na lekcjach w niemal całkowitej bierności – słuchając tego,
czego nie rozumieją i nie umieją odnieść do własnego doświadczenia, popadają w
apatię i przygnębienie. Tymczasem dzieci chcą się uczyć, na tym polega
dorastanie. Lecz uczenie się a bycie pouczanym to nie to samo. Jak dowodzą
psychologowie, młodzi ludzie dużo chętniej podejmują wysiłek, gdy mogą się w
coś zaangażować, a aktywność ta pobudza ich zmysły. Najszybciej uczą się
wówczas, kiedy sami czegoś doświadczają, a nie wtedy, gdy ktoś próbuje im coś
„wtłoczyć” do głowy.
Mało tego, nasz mózg jest tak skonstruowany, że musi mieć do
czego odnieść pozyskaną informację, by na dłużej ją zakodować. Nie można nikogo
nauczyć czegoś, co jest dla niego lub dla niej niezrozumiałe na poziomie
percepcji. Aby dziecko zrozumiało informację, musi samodzielnie odkryć i uznać jej
znaczenie, dokonać stosownej analizy i wyciągnąć odpowiednie wnioski. Tylko
wtedy, gdy pozwalamy dzieciom działać i eksperymentować, w ich mózgach aktywują
się substancje neurochemiczne, dzięki którym rozpoczyna się naturalny i aktywny
proces uczenia się.
Pouczane – prawdziwe historie
Staś ma problemy z koncentracją, szybko się denerwuje i
zniechęca, a do tego często popada w konflikty z rówieśnikami. Zdarza mu się
też być agresywnym wobec kolegów. To dlatego nie lubi szkoły. Nie wie też, kim
chciałby zostać. No chyba że milionerem. Nauczyciele mówią, że ma dużą
wyobraźnię, a jeśli coś go zainteresuje, potrafi się zaangażować całym sobą.
Uwielbia eksperymentować i konstruować. Gdyby miał supermoc, wynalazłby paliwo,
które nie zanieczyszcza powietrza.
Kamil chce, żeby go lubiano. Wypróbował już, że jak
przeszkadza na lekcji, to jego koledzy są zadowoleni. Ale na krótko. W czasie
przerw wciąż się z niego nabijają, ucieka wtedy do szatni. Gdyby koledzy
zobaczyli jego mokre policzki, byłoby jeszcze gorzej.
Rozwiązanie: Zamiast uczyć jednostronnie – projektować doświadczenia
Wyobraźmy sobie, że istnieje planeta bez szkół i
nauczycieli, gdzie nauczanie nie jest znane, a jednak jej mieszkańcy poprzez
codzienne życie i poruszanie się dowiadują się wszystkich rzeczy, a w ich
umysłach odbywa się cały proces nauczania. Myślicie pewnie, że przesadzam?
Oczywiście, to wydaje się dziwaczne, a jednak jest rzeczywistością. To sposób,
w jaki uczy się dziecko. Taką właśnie ścieżką podąża. Uczy się wszystkiego bez
świadomości, że jest to nauka. Stopniowo przechodzi od nieświadomości ku
świadomości, krocząc ku coraz większej radości i miłości.
Maria Montessori,
lekarka i pedagog, twórczyni kompleksowego systemu wychowawczego
Zagłaskane
Skoro stać nas na unikanie tak niebezpiecznych sytuacji i
przykrych doświadczeń jak realne życie oraz szczere relacje z innymi ludźmi,
tym bardziej powinniśmy chronić przed nimi nasze dzieci.
Dzieci otoczone nadmierną opieką dorosłych zdradzają
trudności z dostosowaniem się do codziennych wyzwań już wieku pięciu lat. Jak wykazało
badanie, w którym przez osiem lat śledzono losy ponad 400 dziewczynek i
chłopców, te same dzieci mają potem większe problemy w szkole – w wieku 10 lat
mają problemy z regulowaniem swoich emocji, łatwiej wpadają w złość, dużą trudność
sprawia im nawiązywanie przyjaźni, gorzej też radzą sobie z nauką niż
rówieśnicy, którzy nie doświadczyli nadopiekuńczości.
Zagłaskiwanie dzieci to problem o wiele większy i szerszy
niż mogłoby się wydawać na podstawie anegdot o nadopiekuńczych babciach czy ciociach.
Jeśli „przychylanie nieba” młodemu człowiekowi polega na eliminowaniu z jego
życia sytuacji, w których mógłby popełnić błąd, w praktyce oznacza to
wyrządzanie mu krzywdy. Zazwyczaj jest też przejawem skrajnego egoizmu
dorosłych, a nie ich miłości. O ile łatwiej – i szybciej! – jest bowiem zrobić
coś za dziecko, niż towarzyszyć mu w potknięciach, cierpliwie obserwować, jak się
uczy czy tylko być obok, gdy samo rozwiązuje konflikty z rówieśnikami. Konsekwencją
nadopiekuńczości rodziców, a więc wyręczania dzieci niemal we wszystkich
trudnych sytuacjach, jest ugruntowywanie w nich fałszywego przekonania, że popełnianie
błędów i potknięcia to coś złego – coś, co nie powinno się zdarzać. Nie tylko
wprowadza to dziecko w niezdrowy stan ciągłego napięcia, wynikającego z
nieustannej czujności („czy tym razem sobie poradzę, czy znowu nie zrobię
czegoś źle? ”), ale kształtuje osobowość, która wraz z wiekiem jest bardziej podatna
na depresję, chętniej polega na opinii innych niż własnych przekonaniach oraz
szybciej się wycofuje i rezygnuje w sytuacjach, w których nie ma pełnej
kontroli nad okolicznościami.
Inaczej mówiąc: nadopiekuńczość wobec dzieci dewastuje ich
poczucie własnej wartości jako dorosłych
Zagłaskane – prawdziwe historie
Lucjan bał się jazdy windą. Tak bardzo, że w ogóle nie
chciał do niej wsiadać. Ania, z którą wybrał się do muzeum, nie nalegała.
Powiedziała mu, że w baniu się nie ma nic złego. Uspokoił się i zwiedzali
dalej. Pod koniec wycieczki, gdy mieli już wracać, Ania skierowała się ku
schodom. Lucjan zatrzymał ją:
– Skoro to tylko trzy piętra… Może
spróbuję?
– Nie musisz – powiedziała. Ale on chciał. Pojechali.
– Dlaczego to zrobiłeś? – spytała Ania.
– Bo pani się ze mnie nie śmiała, że boję się głupiej
rzeczy.
„Daj to”, „nie tak”, „źle”, „zostaw”, „poprawię ci to” –
Alicja ciągle słyszy to samo. I jeszcze: że mogłaby się wreszcie nauczyć, taka
duża dziewczyna, a nie potrafi zawiązać butów. Do szkoły zakłada więc takie na
rzepy. Nie lubi ich, ale przynajmniej nie musi się wstydzić. Gdy idzie gdzieś z
mamą i może założyć swoje ulubione, ze sznurówkami, zawsze próbuje zawiązać je
sama. Wystarczy jednak, że zawaha się przez krótką chwilę, mama od razu się
niecierpliwi. Prycha, klęka i znowu narzeka, że wszystko musi robić za nią.
Rozwiązanie: Zamiast zagłaskiwać – stawiać wyzwania
Nie biegaj, bo wpadniesz pod konie. Nie biegaj, bo się spocisz.
Nie biegaj, bo się zabłocisz. Nie biegaj, bo mnie głowa boli. […] I cała
potworna maszyna pracuje długie lata, by kruszyć wolę, miąć energię, spalać
siłę dziecka na swąd. […] Jeśli umiecie diagnozować radość dziecka i jej
natężenie, musicie dostrzec, że najwyższa jest radość z pokonanej trudności, osiągniętego
celu, odkrytej tajemnicy. Radość triumfu i szczęście samodzielności, opanowania
i władania.
Janusz Korczak, lekarz, pedagog, pisarz, działacz społeczny
Uciszane
Skoro wszyscy wiemy, że dzieci (i ryby) głosu nie mają, po
co komplikować sobie życie, dopuszczając je do współdecydowania? Skąd dziecko miałoby
wiedzieć, co jest dla niego dobre, jeśli nawet my sami – dorośli i doświadczeni
– często nie mamy o tym pojęcia?
Dorośli, którzy jako dzieci pozbawieni byli możliwości
współdecydowania nawet w prostych sprawach, a styl wychowania, jakiemu zostali
poddani, opierał się na bezwzględnym posłuszeństwie motywowanym obawą przed karą,
nie tylko cechują się niższym poczuciem własnej wartości niż osoby mające
trening w braniu odpowiedzialności za decyzje, ale też łatwiej ulegają
zewnętrznym wpływom – modom, stereotypom, reklamom, władzy. Są również bardziej
podatni na manipulacje i przemoc. Angażowanie najmłodszych w podejmowanie
decyzji, które ich dotyczą, to nie „wymysł naszych czasów”. Szkodliwą nowinką
jest raczej nadmierna kontrola, której poddajemy dzieci, szczelne wypełnianie „niezbędnymi”
zajęciami ich harmonogramu oraz chronienie ich przed konsekwencjami porażek. Tak,
chronienie dzieci przed porażkami szkodzi ich zdrowiu – psychicznemu i
fizycznemu.
Bo porażka to naturalny element rozwoju. Pozbawiając dzieci
tego doświadczenia albo – co jeszcze gorsze – utwierdzając je w przekonaniu, że
porażka to coś niewłaściwego, wstydliwego, co nie powinno się nam przytrafiać,
okradamy je z okazji do nauki (tej najlepszej, płynącej z doświadczenia, nie z
wkuwania) i budujemy w nich fałszywe wyobrażenie o rzeczywistości. Im „lepiej”
nam to wychodzi, tym większy zawód i boleśniejsze zderzenie z rzeczywistością
czeka dziecko w przyszłości.
Uciszane – prawdziwe historie
Koledzy źle traktują Michała. Chłopiec wyróżnia się wyglądem na tle rówieśników: ma nadwagę i problemy ze zgryzem, a to z kolei utrudnia mu komunikację. „Chciałbym być jak inni” – powtarza z żalem, by za chwilę samemu zwątpić w swoje słowa. „Ale czy jakbym był jak oni, to też musiałbym dokuczać takim jak ja? ” – zastanawia się.
Rozwiązanie: Zamiast traktować z góry – dawać możliwość współdecydowania
Poczucie wartości może wzrastać tylko w atmosferze, w której indywidualne
różnice są doceniane, błędy tolerowane, komunikacja jest otwarta, a zasady są
elastyczne.
Virginia Satir, psychoterapeutka, pracowniczka socjalna, autorka
książek
Oceniane
Skoro nas w szkole oceniano, i to już od pierwszej klasy,
nie ma powodu, żeby to zmieniać. Dociekanie przyczyn każdego wybryku czy niezgodnego
z naszymi oczekiwaniami zachowania dziecka to dzielenie włosa na czworo.
Wymówkę można znaleźć na wszystko. To nie przypadek, że coraz więcej ludzi –
również bardzo młodych lub wręcz dzieci – cierpi na depresję. Szacuje się, że w
Polsce problem ten może dotyczyć co piątego nastolatka. I nie chodzi tu o
„trudny wiek”, dorastanie i wszystkie inne wytłumaczenia- -wytrychy, które są
tylko dowodem bezradności w konfrontacji z problemem, ale o poważną chorobę,
która bagatelizowana prowadzi do dalszych zaburzeń psychicznych i uniemożliwia szczęśliwe
życie.
Zbyt wysokie wymagania, niekonsekwencja w ich egzekwowaniu, przebodźcowanie,
nieograniczona konsumpcja informacji i uzależnienie od ich ciągłego sprawdzania
oraz monitorowania reakcji otoczenia (syndrom FOMO – ang. Fear of missing out,
czyli lęk przed pominięciem, przegapieniem czegoś) – to wszystko tworzy
niezwykle toksyczne środowisko, w jakim wzrastają dziś dzieci.
Gdy zamiast wsparcia, próby zrozumienia i indywidualnego
potraktowania otrzymują wyłącznie oceny i krzywdzące podsumowania, ich sytuacja
– z trudnej – staje się beznadziejna.
Oceniane – prawdziwe historie
Ada chciałaby być mądrzejsza. Tak mówi, bo ciągle słyszy, że
coś z nią „nie tak”. Jest nieśmiała, zamknięta w sobie i nie ma w szkole nikogo
bliskiego. Przez trudności w nauce i brak wsparcia, została na drugi rok w tej
samej klasie, co sprawiło, że jeszcze mniej wierzy w siebie. Bo jak ma wierzyć?
Kiedy ostatnio ktoś jej powiedział, że pięknie rysuje i ma wspaniałą wyobraźnię,
pomyślała, że to tylko tak, by ją pocieszyć.
Pani uważa, że Gabryś reaguje nieadekwatnie do sytuacji. On tego
nie rozumie. „Nieade… co? ” Po prostu, jak coś mu się nie udaje, bije się po
głowie. „Jestem głupi” – śmieje się, chociaż wcale się nie uśmiecha.
Rozwiązanie: Zamiast oceniać – zrozumieć przyczyny i na nie odpowiadać.
Nie pobudzamy do lepszych zachowań, kwestionując wartość dziecka, jego
inteligencję, moralność, charakter, pobudki czy psychikę. Nikogo nie uczyniono
„dobrym”, mówiąc mu, że jest „zły”.
Nathaniel Branden, psychoterapeuta, pisarz oprac.